Nowe prawo
Nowowprowadzone regulacje prawne w kurorcie Magaluf na Majorce mogą zabić to miejsce. Tak przynajmniej twierdzą przeciwnicy nowych przepisów, obowiązujących we wszystkich miejscach publicznych w tym rejonie. A zatem także, a nawet przede wszystkim, w barach i dyskotekach.
Koniec z muzyką?
Władze gminy Calvia, w której skład wchodzą Magaluf i Palmanova uchwaliły przepisy radykalnie ograniczające dopuszczalny poziom hałasu, którego źródłem są liczne tu restauracje i bary. Wprowadzono limit dźwięku, nie mogącego od teraz przekraczać 60 decybeli. Głośny śmiech lub suszarka do włosów generuje hałas na poziomie 65 decybeli. Urządzenia muzyczne, takie jak wzmacniacze, muszą być wyposażone w ograniczniki dźwięku, automatycznie ściszające go, gdy przekroczy dopuszczalny poziom.
Wywołało to oburzenie wszystkich tych, którzy żyją z przemysłu rozrywkowego. Przede wszystkim postawiło to w trudnej sytuacji wykonawców głośnej muzyki dyskotekowej, którzy twierdzą, że w nowych warunkach Magaluf straci rację swego bytu. Zespoły muzyczne nie mogą grać głośnych przebojów, a goście siedzący na tarasach restauracji i barów nie słyszą muzyki. Oponenci nowego prawa podkreślają, że straci cały region, bo właściciele barów zmuszeni zostaną do zamknięcia swych lokali wobec braku klientów.
W rzeczywistości ich położenie wcale nie musi być aż tak złe. Rozbawioną i rozkrzyczaną młodzież zastąpić mogą w przyszłości ludzie spokojniejsi, może mniej liczni, ale za to zamawiający droższe posiłki i napoje. Utrata dochodów przez grupy muzyczne i osoby zajmujące się animacją „bardzo rozrywkowej” młodzieży (sławetne „pub crawls”), jest jednak sprawą nieuniknioną. Na początku maja usiłowano nawet zorganizować protest przeciwko nowym prawom. Majorka to jednak nie Polska i uzyskanie odpowiednich pozwoleń nie jest tu proste. Organizatorom nie powiodło się i protest musieli odwołać.
Odbudowa
Drakońskie przepisy wprowadzono w ramach walki o przywrócenie Magaluf dobrej opinii, bardzo silnie zszarganej w ostatnich latach. W 2015 roku władze wypowiedziały wojnę hałasowi, dzikim obyczajom i pełnej swobodzie („Hedonizm na Majorce”). Na ulicach Magaluf pojawili się policjanci z Anglii, wobec których młodzież (głównie brytyjska) odczuwa większy respekt. Wprowadzano kolejne zakazy („Mandat za bikini”).Cały program zaplanowano na pięć lat, a jego koszt wynieść ma 250 mln euro.
Już po zakończeniu ubiegłorocznego sezonu letniego, trzy ośrodki stojące za projektem – gmina, policja i związek hotelarzy – ogłosiły sukces. Region został „oczyszczony”, na powrót stając się kurortem turystycznym przyjaznym rodzinom.
Władze gminy, odpierając ataki przeciwników, bronią się podkreślając, że realizują dyrektywy Unii Europejskiej, nakazujące dostosowanie warunków wypoczynku do poziomu akceptowanego we wszystkich krajach Wspólnoty. Magaluf nie jest na Majorce wyjątkiem, bo takie same przepisy obowiązują w Palmie. Oponenci są innego zdania, twierdząc, że władze Palmy zgodziły się na 100 decybeli… Burmistrz jest jednak nieustępliwy i uważa za nieporozumienie zasadę: „im więcej hałasu tym większy biznes”. Najważniejszą sprawą jest zapewnienie spokojnego i komfortowego życia mieszkańcom, do czego niezbędne jest ograniczanie zanieczyszczeń atmosfery. A hałas jest jedną z form takich zanieczyszczeń.
W zeszłym roku zanotowano wzrost liczby przyjazdów rodzinnych, przy spadku liczby wizyt „młodych podróżników”.
Źródło: The Telegraph
22 maja 2017