Luk bagażowy
Ponad jedna czwarta pasażerów linii lotniczych zmuszanych jest do umieszczenia swych bagaży podręcznych w luku bagażowym, mimo że spełniają one wszystkie kryteria odnoszące się do wymiarów. W ten sposób pasażerowie narażani są na utratę, często wartościowych, przedmiotów, bez szans na odzyskanie odszkodowania z ubezpieczenia.
Według przeprowadzonych badań, na pierwszym, niechlubnym miejscu znajduje się Ryanair. W przypadku tej linii aż 26% pasażerów musi zgodzić się na przeniesienie torby podręcznej do luku bagażowego, z powodu braku wolnego miejsca w pojemnikach na górnej półce. Drugie miejsce zajmuje inna linia budżetowa – easyJet, dla której wskaźnik jest lepszy, bo wynosi 15%. Ale problem nie dotyczy tylko klientów „tanich” linii. W pierwszej ósemce znalazły się także KLM i British Airways.
1 | Ryanair | 26% |
2 | EasyJet | 15% |
3 | Aer Lingus | 11% |
4 | KLM | 10% |
5 | Monarch | 7% |
6 | Jet2.com | 6% |
7 | British Airways | 4% |
8 | Flybe | 3% |
Zawsze wiążę to się z nieplanowanymi przez pasażerów utrudnieniami. Najmniejszy z nich to niespodziewana konieczność oczekiwania na bagaż przy karuzeli, po przylocie na miejsce. Może to jednak wiązać się ze spóźnieniem na przelot następnego odcinka trasy. Gorzej, gdy bagaż ulegnie zagubieniu, a wewnątrz znajdowały się cenne przedmioty. Albo jeśli bagaż nie zginie, może okazać się, że część jego zawartości, po prostu, wysypała się. Torby przeznaczone do trzymania pod ręką nie zawsze mają odpowiednio solidne zamknięcia. Niespodziewanie zabrany bagaż do luku pozbawić może także pasażera szans na użycie jakiegoś, schowanego w nim lekarstwa
W przypadku zagubienia wartościowych przedmiotów w czasie podróży samolotem, większość towarzystw ubezpieczeniowych nie zwraca za nie pieniędzy. W umowach zwykle są odpowiednie klauzule. Nie można liczyć na zwrot zagubionej gotówki, czy równowartości ceny pierścionków. I nie ma tu żadnego znaczenia czy właściciel bagażu przeznaczył go do przewozu z własnej woli, czy uczynił to za niego przewoźnik. Z raportów wynika, że najczęściej tracone są w ten sposób: biżuteria, gotówka i tablety.
W celu minimalizacji kosztów rejsów, poprzez oszczędność paliwa i zmniejszenie liczebności załóg zajmujących się odprawami, linie lotnicze od lat starają się zachęcać klientów do podróżowania bez dużego bagażu. Ale kij ma dwa końce. Rosnąca liczba osób wchodzących na pokład z własną torbą, doprowadziła do sytuacji, w której często zaczyna brakować miejsca w pojemnikach umieszczonych nad rzędami foteli. Pasażerowie, zwykle ci z dużymi (ale dozwolonymi) torbami na kółkach, a także wchodzący do samolotu na końcu, nierzadko spotykają się z uwagą, że ich bagaż zostanie przeniesiony do luku. Zwykle, albo z powodu zaskoczenia, albo braku czasu, taki pasażer nie jest w stanie przepakować torby i wyjąć z niej najcenniejszych przedmiotów.
Problem szczególnie ostro daje o sobie znać w samolotach Ryanair, linii która w 2013 roku, wyraziła zgodę na zabieranie dodatkowego, drugiego, mniejszego bagażu na pokład. Ale ostatnio ze zgody tej się wycofała, uzasadniając to tym, ze pasażerowie próbowali spakować w dodatkowym bagażu „zawartość połowy swego domu”.
Według niektórych analiz, samolot Ryanair, Boeing 737, zabierający w podróż 189-ciu pasażerów, może zmieścić tylko 90 toreb podręcznych w szafkach pod sufitem. Ryanair temu zaprzecza, twierdząc, że jest tam wystarczająco dużo miejsca dla 190-ciu standardowych bagaży. Ale, jak powiada rzecznik linii: „jeśli każdy pasażer przyniesie dwie dozwolone torby i próbuje je zmieścić na półkach, to nic dziwnego, ze niektóre z nich w końcu trafiają do luku bagażowego. Za darmo”.
Źródło: The Telegraph
2 marca 2017