Agenci zbędni

Nowy lider?

Sceptycyzm krytyków nowej polityki brał się stąd, że dotykała ona ich bezpośrednio. Najbardziej oburzeni na Andryszaka byli agenci – rzecz jasna ci, którym wypowiedziano umowę... Początkowo faktycznie wydawało się, że zmniejszanie sieci agencyjnej nie było najlepszym pomysłem. TUI Polska nie błyszczało. Niezagrożonym liderem wśród touroperatorów pozostawała Itaka, a na drugim miejscu pojawił się Rainbow, który zepchnął TUI na miejsce trzecie. Ale nie trwało to długo. Po paru latach TUI mocno przyspieszyło. Powróciło na drugą pozycję, mocno dystansując Rainbowa i bardzo zbliżając się do Itaki. Wkrótce, a może nawet jeszcze w tym roku (jak będą już znane wyniki), Itakę wyprzedzi, detronizując ją po dziesięciu latach królowania. W 2017 roku od Itaki dzielił dystans 800 mln złotych. W 2018 było to już tylko 320 mln. A wszystko to dzieje się w atmosferze silnej walki konkurencyjnej.

TUI w ubiegłym roku mocno obniżyło ceny, tak że wzbudziło to oburzenie konkurentów i podejrzenia o dumping. Doszło nawet do tego, że touroperatorzy napisali skargę na TUI Polska do jego niemieckich szefów, w której zarzucili obecnemu kierownictwu polskiej spółki (nie ma już w niej Andruszaka, który awansował w hierarchii Grupy) faworyzowanie polskich turystów, kosztem Niemców. List naprawdę był dziwaczny. Warto go przeczytać („Polskie firmy turystyczne piszą skargę. Nie podoba im się zachowanie TUI”). Trudno uwierzyć, że poważni szefowie i właściciele dużych firm mogli coś takiego napisać. A jednak! Cóż, w desperacji czasami robi się zaskakujące rzeczy. Oczywiście, list nie przyniósł żadnego skutku.

Ceny wycieczek w TUI były faktycznie bardzo niskie. Zwłaszcza w przedsprzedaży sezonu letniego. Konkurencja nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Tym bardziej, że najpoważniejszy rywal – Itaka, z góry wywiesił białą flagę. Jej szefowie od pewnego czasu konsekwentnie powtarzają, że nie będą brali udziału w wojnach cenowych, że chcą zarabiać więcej, a nie poszerzać udział w rynku. W praktyce oznacza to pogodzenie się z oddanie pozycji lidera TUI, które – w odróżnieniu od Itaki – chce przejmować coraz większą część rynku. Ostrożność Itaki pozwala jej na podnoszenie rentowności imprez. Choć w roku 2018 nie wyszło jej to najlepiej (przy przychodach 2.5 mld miała 19 mln zł zysku, a TUI z przychodami 2.2 mld osiągnęło zysk 33 mln) to zobaczymy, jak to będzie wyglądało po opublikowaniu danych za rok 2019 - czyli ten w którym TUI poszło najostrzej w obniżki cen.

TUI już od dobrych paru miesięcy sprzedaje wycieczki na sezon letni 2020 (podobnie jak i wszyscy inni liczący się touroperatorzy). Oferta obejmuje 33 kraje na prawie wszystkich kontynentach (Antarktydy nie ma…).

Najtańsza wycieczka w szczycie sezonu, czyli w połowie sierpnia, kosztuje tylko 829 zł. Jest to przelot do Bułgarii i tygodniowy pobyt ze śniadaniami w hotelu Vezhen. Płacąc mniej niż dwa tysiące złotych polecieć można jeszcze do Grecji, Albanii, Turcji, Egiptu, Portugalii, Tunezji, Hiszpanii, Włoch, Chorwacji i na Cypr. A zatem, do całkiem pokaźnej liczby krajów.

Pierwszym na liście spośród bardziej egzotycznych miejsc (nie licząc Egiptu) są Zjednoczone Emiraty Arabskie. Cena pobytu w Hiltonie to 2342 zł. Ale to dla tych, którzy naprawdę lubią ciepło (w sierpniu lekko nie jest) …

Prawdziwa egzotyka to Tajlandia, Sri Lanka, Kenia. Wycieczki do tych krajów kosztują w szczycie naszego wakacyjnego sezonu w granicach 3500-4000 zł. Trochę droższe są Meksyk i Singapur. A absolutnie najdroższa – karaibska wyspa Aruba, gdzie tygodniowy wypoczynek, w najtańszej wersji, to wydatek ponad dziesięciu tysięcy złotych od osoby.

TUI do swych podróży wykorzystuje 11 portów lotniczych w Polsce.

Najwięcej rejsów jest, oczywiście, z Warszawy i Katowic. Z Łodzi polecieć można do Turcji, a z Rzeszowa i Szczecina do Bułgarii. Do krajów egzotycznych – przede wszystkim z Warszawy, ale jest także kilka wylotów z Krakowa, w tym na Arubę.

W tym roku TUI nie musi już tak ostro walczyć cenowo z konkurencją. Najwyraźniej uznano, że pozycja firmy i jej wizerunek jako organizatora względnie tanich wycieczek, na tyle się utrwaliły, że można nieco poluzować kalkulacje.

Z porównania cen pięciu najpopularniejszych kierunków wyjazdowych, z pobytami w połowie sierpnia, które obowiązywały późną jesienią 2018 i 2019 roku, wynika, że ich średnie znacznie wzrosły. Wzrosty przekraczają 50%!

Oznaczać to może, że TUI wprowadziło do programu na lato 2020 więcej hoteli droższych niż rok wcześniej, nie rezygnując jednak z utrzymywania ofert tanich, co widać w kolejnej tabelce.

Ceny najtańszych ofert są nawet jeszcze niższe niż w roku poprzednim, choć już wtedy wydawało się (niektórzy mieli pewność…), że sprzedawane były poniżej kosztów. Jedynie na Majorce nie ma już takich okazji, ale kierunek ten jest mniej istotny dla biur podróży. W Turcji pozycję lidera wśród najtańszych zajmuje ten sam hotel – Eftalia Aytur, którego cena także wzrosła, ale nieznacznie.

Jak widać TUI już tak nie szaleje z obniżkami cen, nie wywołuje takiego oburzenia jak rok wcześniej. Pewnie też dlatego, że wszyscy się już przyzwyczaili. Zarówno konkurencja jak i klienci wiedzą, że TUI ma niskie ceny. Nawet, gdy tak nie jest.

Wystarczy zerknąć na ceny pobytów w tych samych hotelach sprzedawanych na letni szczyt sezonu jesienią 2018 roku i jesienią 2019, aby dostrzec, że większość z nich teraz jest wyższa.

O ile w Bułgarii jest jeszcze jako tako, bo mniej więcej połowa ofert jest nawet tańsza, to już w innych kierunkach wygląda to o wiele gorzej. W Turcji tylko 22 hotele są tańsze, a 107 ma ceny wyższe. A przecież Turcja to turystyczny hit. Spodziewano się, że już w 2019 roku będzie najpopularniejszym kierunkiem wyjazdów dal Polaków. Wprawdzie jeszcze się to nie udało, musiała ustąpić pierwszeństwa Grecji, ale w 2020 może, po paru latach przerwy, odzyskać fotel lidera.

Na Krecie też przeważają podwyżki. Podobnie na Majorce (choć ma mniejsze znaczenie, bo to kierunek raczej drugorzędny). W Hurghadzie jest niewiele ofert powtórzonych z ubiegłego roku i tylko jedna z nich jest tańsza.

Ceny w TUI nie są tak oszałamiająco niskie jak rok temu, ale szefowie firmy uznali, że to wystarczy, aby wygrać z konkurencją.