booking.com
Koniec ograniczeń w przewożeniu butelek w bagażu podręcznym?

Skanery

Są już pierwsze jaskółki. Na razie w Wielkiej Brytanii. Lotnisko Heathrow w Londynie zainwestowało 50 milionów funtów w nową technologię, kupując specjalne skanery, które potrafią więcej od tradycyjnie używanych we wszystkich portach lotniczych. Technologia nosi nazwę CT, co jest angielskim skrótem od słów: „skomputeryzowana tomografia”. Wcześniej system testowany był na niektórych lotniskach w Stanach Zjednoczonych.

Butelki i płyny w bagażu podręcznym

Płyny i limity

Skanery CT działają na podobnych zasadach jak stosowane w tomografii komputerowej w szpitalach. Pozwalają na rozpoznanie czy w pojemnikach, butelkach ukrytych w bagażach podręcznych, nie ma materiałów wybuchowych. Ochroniarzom na punktach kontroli wystarczy zerknąć na monitor, aby przekonać się, że bagaż nie stanowi zagrożenia. Nie ma potrzeby wyjmowania z torby kremów do golenia ani wyciągania z pokrowców laptopów. I na tym, jak na razie, polegać ma udogodnienie.

Obecnie zasady są proste. Nie wolno przewozić w kabinie samolotu żadnych płynów, napojów, kosmetyków, sprejów, żeli, past do zębów ani półpłynnych mas jak dżemy czy miód, w pojemnikach, których objętość przekracza 100 ml. A te, które mieszczą się w objętościowym limicie, powinny być umieszczone w przezroczystej plastikowej torebce, o objętości największej niż jeden litr. A jeden pasażer może nieść tylko jedną taką torebkę. Przy czym liczą się rozmiary pojemników, a nie ilość płynu. I tak, jeśli przewozisz dżem w 200 mililitrowym słoiku, z którego trzy czwarte zawartości wyjadłeś przed podróżą, to nie ma mowy o włożeniu go do bagażu podręcznego. Wyjątkiem są tylko medykamenty, jedzenie przeznaczone dla dzieci lub wymagane z powodów dietetycznych.

Niestety, jak dotąd niewiele wskazuje na to, żeby te ograniczenia miały być zniesione. Cała inwestycja lotniska Heathrow i zamysły rozpowszechnienia skanerów CT w innych krajach, prowadzi do tego, że pasażerowie nie będą musieli okazywać kontrolerom przewożonych płynów i wyciągać laptopów. Z pewnością, przyczyni się to do przyspieszenia odprawy, ale nie da większej swobody pasażerom przy pakowaniu. Limit 100 ml nadal ma obowiązywać.

Wprowadzono go już w 2006 roku, po tym, gdy w Wielkiej Brytanii aresztowano i osądzono trzech mężczyzn (muzułmanów) powiązanych z Al-Kaidą. Udowodniono im przygotowanie do przeprowadzenia równoczesnego ataku na siedem samolotów lecących przez Atlantyk. Jeden ze spiskowców, Abdulla Ahmed Ali, w momencie aresztowania, miał przy sobie pendrive ’a z dokładnym planem ataku na samoloty lecące z Londynu do Chicago, Montrealu, Toronto, San Francisco, Waszyngtonu i Nowego Jorku, a w każdym z nich było od 214 do 286 pasażerów. Atak polegać miał na detonowaniu przez zamachowców-samobójców bomb zmontowanych już na pokładzie samolotu, z części ukrytych w plastikowych butelkach, przyborach toaletowych, bateriach i kamerach filmowych.

Po tym zdarzeniu, niemal natychmiast na całym świecie wprowadzono restrykcje przy wnoszeniu opakowań do samolotu. I pozostały one do dzisiaj. Nowowprowadzone przepisy spowodowały początkowo chaos na lotniskach. Kolejki do punktów kontroli ciągnęły się setkami metrów. Trzeba było anulować rejsy z powodu niemożności odprawienia pasażerów. Ale z czasem wszystko się ustabilizowało, przyzwyczailiśmy się do nowych reguł i dziś nikogo nie dziwią.

Wprowadzenie nowych skanerów nic w tym nie zmieni. Choć krytycy obowiązujących ograniczeń poddają w wątpliwość ich skuteczność. Przecież, gdyby zamachowcy chcieli przemycić bombę w butelkach, co stałoby im na przeszkodzie, żeby rozdzielić je między kilku z nich. Po wejściu do samolotu mogliby sobie ją złożyć. Oznaczałoby to uśmiercenie większej liczby samobójców, ale chyba znalezienie chętnych nie byłoby dużym problemem?

Tymczasem jednak trudno spodziewać się likwidacji ograniczeń. Linie lotnicze twierdzą, że ewentualnie możliwe byłoby to dopiero wtedy, gdyby skanery nowej generacji pojawiły się we wszystkich portach, w przeciwnym wypadku różne zasady przewożenia płynów doprowadziłyby do kompletnego chaosu, na czym straciliby nie tylko pasażerowie, ale przede wszystkim sami przewoźnicy zmuszeni do opóźniania lotów.

A zatem, nie można oczekiwać szybkiego zniesienia limitów. Co gorsza, pojawić się mogą jakieś nowe. Terroryści nie rezygnują z wymyślania kolejnych sposobów na ominięcie zabezpieczeń i na każdy pomysł odpowiadać muszą służby bezpieczeństwa, co prowadzi do wzmacniania kontroli. Być może jednak, za kilka lat rozwój technologiczny pozwoli na wprowadzenie ułatwień w podróżowaniu. Na razie cieszyć się trzeba z tego, że być może wkrótce, nie będziemy musieli wyciągać z toreb kremów do golenia i laptopów.

 

Źródło: The Telegraph

4 lipca 2019

 

















Zamknij X
Zamknij X
REKLAMA