Uroki Santorini
Malownicze białe domki pokryte niebieskimi dachówkami, błękitne morze, słońce, wycieczki statkami, wspinaczka na 300-metrowe klify otaczające kalderę (zagłębienie powstałe po zapadnięciu się stożka wulkanu – jest to coś innego niż krater). Wyspa Santorini. Najbardziej chyba znana licznym turystom wypoczywającym na nieodległej Krecie, gdzie wycieczki na Santorini pełnią rolę jednej z głównych atrakcji pobytu.
Wino i turyści
Ale Santorini padło ofiarą swojego własnego sukcesu. Napływające tłumy turystów, z jednej strony prowadzą do zmian krajobrazowych (rosną obszary pokryte betonem), a z drugiej zmieniają zwyczaje i zachowania miejscowej ludności. W ostatnich latach zabetonowano co najmniej 11% powierzchni wyspy, a liczba mieszkańców wzrosła do 25 tysięcy. Sukces Santorini ściąga tu Greków z innych rejonów, którzy widzą szansę dobrego zarobku.
Wszystko zaczęło się już w połowie lat 70., ale wtedy rozwój był harmonijny. Utrzymywano równowagę pomiędzy przychodami z rolnictwa i hotelarstwa. W ostatnich 15-tu latach nadeszło gwałtowne przyspieszenie. Ludzie coraz mniejszą wagę przykładali do upraw, widząc większą łatwość w uzyskaniu dochodów z obsługi turystów. Liczba stawianych hoteli szybko rosła.
Sytuacja stawała się naprawdę groźna, bo nie widać było końca fali napływających na wyspę gości. Tłumom towarzyszyła rozrastająca się infrastruktura mająca ich obsłużyć. Wyglądałoby to na prawdziwą, samonakręcającą się maszynkę do robienia pieniędzy, gdyby nie to że Santorini nie jest z gumy. Hotele rosły jak grzyby po deszczu, a zużycie wody podniosło się o 46%.
W 2017 podjęto drastyczne kroki. Decyzją administracyjną ograniczono liczbę turystów, wprowadzając limity na rejsy statków. Przyniosło to natychmiastowe rezultaty. O ile jeszcze w 2016 na Santorini przypływało 18 tysięcy gości, to rok później było już ich tylko 8 tysięcy. Oczywiście, dziennie!
Decyzja stworzyła szansę na ratunek dla Santorini, na wyjście ze spirali prowadzącej do destrukcji i kryzysu. Wiadomo co dzieje się np. w Wenecji. Mieszkańców jest tam prawie jak na lekarstwo, a ci którzy zostali nie mają życia. Wszędzie tłumy i wszędzie drogo. Ale Wenecja to skarb światowy. Santorini niby też, ale nie ma co ukrywać, gdyby doszło do zagłady Santorini, świat zatrzymałby się tylko na chwilę. Inaczej, gdyby dotknęło to Wenecji.
Szukanie ratunku było koniecznością. Okazało się, że szansą może być wino. Już w latach 90. zaczęto modernizować winnice, ale w ostatnim okresie produkcja wina bardzo przyspieszyła. Pomogła w tym polityka Unii Europejskiej wspomagającej finansowo winiarzy. Obecnie, cała produkcja sprzedaje się niemal na pniu. Odbiorcami są przede wszystkim Grecy w innych rejonach kraju, ale także państwa europejskie i Stany Zjednoczone. Sukcesy zaczynają przyciągać ludzi. Zainteresowanie wytwarzaniem wina szybko rośnie. Dziś winnice zajmują już 1300 ha. Cała wyspa ma 7600 ha. Spada średni wiek rolników uprawiających winorośle. W 1995 przeciętny farmer miał 65 lat, a teraz 53. Nie ma wątpliwości, że młodsza generacja zaczyna się interesować winem. To znaczy, jego wytwarzaniem…
Rozwój produkcji wina może mieć dwojakie konsekwencje. Po pierwsze, Santorini uzyska inne niż turystyka ważne źródło przychodów (stanie na dwóch nogach), a po drugie ewentualna sława dobrych santorinijskich win przyczyni się do jeszcze większego wzrostu zainteresowania turystów. Najazd nowych przybyszów hamowany będzie jednak przez rolników, którym potrzebne będą niezajęte przez hotele grunty. I w ten sposób obydwie branże będą wzajemnie się kontrolować, co może przynieść tylko dobre rezultaty dla Greków.
Już teraz wycieczki przypływające na Santorini trafiają do winnic, a właściwie do sklepów, w których mogą spróbować wina i zaopatrzyć się w butelki. Jednym z większych producentów wina na Santorini jest Santo Wines, firma która skupuje także produkcje pochodzące z mniejszych winnic. Sklep otworzyła w pobliżu portu, dzięki czemu duża część przybyszów trafia właśnie do niej. Przeciętnie grupy spędzają tam około 45 minut. W tym czasie testują wino (kieliszek kosztuje zaledwie 50 centów – ale mały), robią zakupy. W sklepie są także inne lokalne produkty, takie jak słodka pasta pomidorowa, bób, miód i oliwki.
Do Santo Wines należy 65% produkcji wina na wyspie. Rocznie sprzedaje 840 tysięcy butelek. Ale nie jest jedyną firmą zajmującą się winiarstwem. Smakosze wina wybrać się mogą na pieszą wędrówkę szlakiem winiarni. Szlak jest oznakowany i prowadzi do dziesięciu różnych, niezależnych od siebie producentów win.
Wina na Santorini wytwarza się z pięciu gatunków winogron: Assyrtiko, Athiri, Aidini – wina białe i Mavrotragano, Mandilaria – czerwone.
Duże nasłonecznienie wyspy, wysokie temperatury, tworzą szczególne warunki do uprawy. Winogrona rosną nisko przy ziemi, a kultywacja samego gruntu wymaga sporego wysiłku – Santorini jest przecież wyspą wulkaniczną. Warunki tu panujące praktycznie wykluczają mechanizację. Wszystko robi się ręcznie. Ostatnie sukcesy mogłyby skłaniać producentów do zastosowania jakiś nowinek technicznych, żeby nadążyć z podażą, z czym są coraz większe kłopoty. Nie jest to jednak możliwe. A to oznacza, że jakość wina z Santorini nie spadnie.