booking.com
Lizbona coraz bardziej przypomina Wenecję. Z powodu turystów

Turyści i mieszkańcy

„Overtourism”. To angielskie słowo zyskuje ostatnio na popularności. Oznacza dolegliwość, na którą cierpi coraz więcej miast w Europie i na świecie. Niekwestionowanym liderem jest wśród nich Wenecja. Miasto, w którym normalnym mieszkańcom nie da się żyć. W podobnej sytuacji są Barcelona, Amsterdam, Dubrownik, Majorka, Madryt i japońskie Kyoto. A także Lizbona i Porto.

Lizbona

Według oficjalnych danych z WTO, jeszcze w 2010 roku do Portugalii przyjechało 6.8 miliona turystów. W 2016 było ich już trzy razy więcej, bo 18.2 mln. Danych za rok 2017 WTO jeszcze nie opublikowała, ale niedawno minister finansów Portugalii ogłosił, że przychody z turystyki wzrosły w 2017 o 17%, a w 2018 do sierpnia o dalsze 14. Dla turystyki w Portugalii nastały dobre czasy. Tyle tylko, że nie wszyscy jej mieszkańcy podzielają zachwyt ministra. Przecież nie każdy Portugalczyk pracuje w branży turystycznej. Owszem, wiadomo, że wzrost przychodów w gospodarce przynosi korzystne efekty dla wszystkich mieszkańców. Ale dzieje się to kosztem części z nich. Zwłaszcza tych, którym przyszło mieszkać w najbardziej obleganych przez turystów miejscach. Na południowym wybrzeżu, w regionie Algarve, wszyscy już dawno przyzwyczaili się do turystów i tak urządzili sobie życie, aby z ich napływu jak najwięcej skorzystać. Lizbona i Porto to jednak nie Qurteira czy Albufeira. Nie mogą się przestawić w całości na obsługę ruchu turystycznego.

A jednak tak się zaczyna dziać. Właściciele mieszkań w centrum Lizbony wypowiadają umowy lokatorom zmuszając ich do przeprowadzki na obrzeża. Wolą wynajmować je na krótkie pobyty. Dochody są nieporównanie wyższe. Rozwija się współpraca z Airbnb. Centra Lizbony i Porto objęli w swe władanie turyści. Portugalczycy zniknęli wśród tłumów obcokrajowców. W lizbońskiej słynnej dzielnicy Baixa, która zajmuje zaledwie 1.5 km2 stoi ponad 70 hoteli otoczonych przez niezliczone restauracje, sklepy z pamiątkami i międzynarodowe sieci handlowe.

Wszystko dla turystów! Niedawno w Lizbonie z oburzeniem przyjęto decyzję lokalnych władz, które zamknęły popularny wśród Portugalczyków bar tylko dlatego, że w pobliżu otwarty został nowy pięciogwiazdkowy hotel, którego goście zaczęli skarżyć się na sąsiedztwo.

Sympatia Portugalczyków wobec wszechobecnych turystów gaśnie. Wąskie uliczki Lizbony, zwłaszcza w takich dzielnicach jak Chiado, zatłoczone są w stopniu właściwie uniemożliwiającym swobodny spacer. Mówi się wprost o inwazji turystów. A już najgorsi są ci, którzy przypływają do Lizbony statkami wycieczkowymi. Tysiącami wypływają na nabrzeża. Nic z sobą nie wnoszą. Robią tylko tłum. Zakwaterowanie i wyżywienie mają na statkach. W mieście pieniędzy prawie nie wydają, ograniczając zakupy do jakiejś taniej pamiątki lub wypicia piwa w barze.

Dla mieszkańców Lizbony sytuacja staje się coraz bardziej nieznośna. Miasto nie było przygotowane do tak radykalnego wzrostu liczby gości. W ostatniej dekadzie na świecie tylko w Japonii był większy. Ogromne kolejki na dworcach kolejowych, brak miejsca w środkach komunikacji miejskiej, wszędzie tłok to najbardziej widoczne skutki „overtourismu” w Lizbonie.

Co w takim razie powinien zrobić turysta? Oczywiście polecieć do Lizbony! Zwłaszcza jeśli tam wcześniej nie był. W końcu są to problemy gospodarzy… Gdyby jednak perspektywa przepychania się w tłumie ludzi komuś nie bardzo przypadła do gustu, a w Lizbonie już wcześniej był (zobaczyć ją przynajmniej raz trzeba koniecznie!) to może wybrać któryś z wariantów alternatywnych. Takich jak na przykład:

Coimbra
Położona w połowie drogi pomiędzy Lizboną, a Porto. W przeszłości była stolicą Portugalii. Jest tam dobrze zachowana średniowieczna starówka. Uniwersytet w Coimbrze mieści się w historycznych budynkach, a duże gromady studentów sprawiają, że w mieście nie jest nudno, nie brakuje barów i restauracji.

Aveiro
Nazywane często Wenecją Portugalii, dzięki sieci kanałów, po których pływają kolorowe łodzie.

Guimares, Braga
Miasta leżące na dalekiej północy Portugalii (co nie oznacza, że dystans do pokonania jest duży) mogące pochwalić się ciekawymi zamkami i kościołami, a także bogatymi tradycjami kulinarnymi.

Alentjo
Region położony powyżej Algarve. Cichy i wiejski krajobraz. Wystarczy wybrać którąś z rozłożonych na wzgórzach wiosek, aby oderwać się od świata turystycznego. Wokół będą sami Portugalczycy. Alentjo jest jednym z najmniej wyeksploatowanych regionów w Portugalii. Krajobraz to ciche, senne białe wioski, farmy otoczone polami winorośli.

Comporta
Nie jest to alternatywa dla Lizbony, tylko dla Algarve. Od Lizbony dzieli ją tylko 100 km (w kierunku południowym). Długie, sięgające 50 km, piaszczyste plaże. Niemal kompletnie bezludne. Otoczone przez pola ryżowe i lasy piniowe. Comporta swą atmosferą przypomina trochę Ibizę z lat 70.

Peniche
Wioska rybacka położona w tej samej odległości od Lizbony co Comporta. Tylko, że na północ. Docierają tam tylko nieliczni turyści, choć z wolna zaczyna się to zmieniać. Czyste plaże i wiele małych restauracji oferujących świeże owoce morza.

 

19 września 2018

 

Powrót do STRONY GŁÓWNEJ