Herakles
Geron był potworem. Miał trzy głowy, trzy torsy i sześć rąk. Miał też wspaniałe stada bydła, o czerwonym kolorze. Silnie strzeżone. I właśnie uprowadzenie tego stada było jednym z zadań, które wykonać musiał, w ramach odbywanej kary, Herakles. Po uciążliwej wędrówce, przemierzając pustynne rejony północnej Afryki, dotarł w miejsce później nazywane Dżabal Tarik. Tam ustawił dwa słupy. Słupy Heraklesa. Z czasem, nazwa uległa zniekształceniu i zamiast Dżabal Tarik zaczęto mówić Gibraltar.
Historia Gibraltaru była burzliwa. Początkowo zajęty został przez Berberów, skąd rozpoczęli swój podbój Półwyspu Iberyjskiego. Po rekonkwiście, w 1462 roku trafił w ręce chrześcijan. Późniejsza wojna o sukcesję hiszpańską przypieczętowała los miasta, które na mocy zawartego w 1713 roku traktatu w Utrechcie przekazane zostało na „wieczne czasy” Brytyjczykom.
O ile wyznaczenie stojącego po europejskiej stronie Słupa Herkulesa nie budziło wątpliwości, to z drugim sprawa nie jest tak prosta. Najczęściej uważa się, że drugim Słupem jest położona w hiszpańskiej Ceucie góra Monte Hacho (204 m n.p.m.). Są jednak tacy, którzy utrzymują, że afrykański Słup Herkulesa to mierząca 851 m góra Dżabal Musa.
Gibraltarczykom rola mieszkańców brytyjskiej kolonii musiała przypaść do gustu. Dwukrotnie (w 1967 i 2002 roku) przeprowadzano referendum z zapytaniem czy nie zechcieliby wyrwać się z niewoli i trafić pod skrzydła Hiszpanii. I dwukrotnie wynik był taki sam: zależność od Zjednoczonego Królestwa podobała się bardziej.
Gibraltar jest dziś dużą atrakcją turystyczną, a turystyka odgrywa główną rolę w ekonomii kolonii. Na powierzchni zaledwie 6.5 km2 mieszka około 30 tys. osób, co czyni ją jednym z najbardziej zagęszczonych miejsc na świecie.
O turystycznej atrakcyjności decyduje, oczywiście, Skała Gibraltarska. Szczerze mówiąc, poza nią nie ma tu za wiele do obejrzenia. Polacy zwracają szczególną uwagę na pas startowy. Tutaj przecież w lipcu 1943 roku zginął w katastrofie lotniczej generał Sikorski. Zresztą pas jest ciekawostką nie tylko z tego powodu. Rozmiary półwyspu są takie, że musi go przecinać zwykła jezdnia, po której jeżdżą samochody i autobusy z przejścia granicznego. Na czas startów i lądowań samolotów jezdnia jest zamykana. Na szczęście ruch lotniczy jest tu minimalny, w przeciwnym wypadku trudno sobie wyobrazić rozmiary korków, w których tkwić musieliby kierowcy. Zagęszczenie samochodów i skuterów jest w Gibraltarze naprawdę duże.
Jednak główna atrakcja to Skała Gibraltarska. Teoretycznie można wspiąć się na nią na piechotę. Ale trzeba mieć dużo czasu i sporo sił. Góra ma wysokość 426 m n.p.m. Jeśli chce się po niej wędrować, to lepiej zrobić to w drodze powrotnej (około 2 godzin).
Na górę najłatwiej wjechać kolejką linową. Cena w jedną stronę wynosi około 10 euro. W dwie – 13 euro. Jak widać, o wyborze spaceru na dół decydować nie mogą względy ekonomiczne...
Szczyt góry to przede wszystkim wspaniale widoki – przy dobrej pogodzie dostrzec można brzeg afrykański (niestety, skała jest także punktem kondensacyjnym pary wodnej zawartej w atmosferze i bardzo często nad Gibraltarem utrzymuje się chmura). Są tu także słynne małpy bezogonowe. Przywykłe do nieprzerwanie przemieszczających się turystów, nie wykazują najmniejszych śladów obawy. Przeciwnie, to turyści powinni zachować ostrożność. Małpki upodobały sobie wyrywanie ludziom z rąk przedmiotów. Mogą to być portfele, torebki… Zdarza się, że małpa po zdobyciu portfela, ucieka z nim w trudnodostępny teren i tam, ku własnej uciesze, wysypuje zawartość na zbocze góry…
Na terenie Skały zobaczyć można pozostałości umocnień wojskowych, uzbrojenie, działa. Jest tu park narodowy. Ale nie ma co ukrywać, że główną atrakcją są widoki i małpki.
Główna ulica Gibraltaru nazywa się Main Street. I przy niej właśnie, a także w jej okolicach, skoncentrowany jest cały ruch turystyczny. Sklepy z pamiątkami, restauracje i liczni turyści.
Do Gibraltaru pojechać można na wycieczkę kupując ją w biurze podróży. Ma się zapewnione miejsce w autokarze i wjazd kolejką na Skałę. Jest to dobry pomysł dla ludzi bardzo wygodnych (chociaż zdyscyplinowanych i lubiących wcześnie wstawać - zbiórki przed autokarem są zwykle rano...), dla których wydatki nie mają większego znaczenia. Kupowanie wycieczki jest nieopłacalne. Jej cena zależy od biura podróży i od miejsca wypoczynku, ale z nieodległego Costa del Sol zapłacić trzeba 150-160 euro za dwie osoby (gdy ma się dwoje dzieci to wychodzi ponad 300!). To niemal tyle ile kosztuje wynajęcie samochodu klasy kompakt (czyli wcale nie najmniejszego - kategorie są takie: mini, ekonomiczny, kompakt, standard, lux, itd.) na pięć dni(!) z prawdziwe pełnym ubezpieczeniem (pokrywającym udział własny). Wprawdzie zapłacić trzeba jeszcze za paliwo, ale samochód można wykorzystać do czterech jeszcze innych wycieczek (np. Kordoba, Sewilla, Ronda, Granada), za które biuro podróży policzyłoby sobie kolejne 2-2.5 tys. złotych.
Paliwo w Hiszpanii kosztuje mniej więcej tyle co w Polsce. Warto kupić je w Gibraltarze, gdzie ceny jesienią 2016 roku wynosiły 3.5-3.8 zł za litr.
W Hiszpanii wiele autostrad jest bezpłatnych. Te, za które zapłacić trzeba oznaczane są literami „AP”. Na przykład AP-7. Obok biegnie zwykle inna autostrada, nazwana np. A-7, gdzie bramek nie ma. Bywa, że autostrady bezpłatne są węższe (mają tylko dwa pasy w jedną stronę, zamiast czterech), ale na wakacjach oszczędność czasu nie jest priorytetem, dlatego warto z nich korzystać, tym bardziej że często przebiegają bliżej miast lub je przecinają, co pozwala na obejrzenie czegoś więcej niż pola i łąki.
W Gibraltarze ruch samochodowy jest duży i tworzą się korki. Jednak z małych rozmiarów miasta wynika, że w korkach nie stoi się bardzo długo. Nawet jadąc w żółwim tempie, w miarę szybko dociera się do celu. A celem tym jest, oczywiście Skała.
Część turystów obawiając się problemów, zostawia samochód po stronie hiszpańskiej, po czym przekracza granicę na piechotę, wsiadając w autobus po drugiej stronie przejścia. Rozwiązanie to ma swoje zalety, ale nie jest tak dobre jakby mogło się wydawać. Parkowanie w Hiszpanii nie jest tanie, a przy ulicach parkometry pozwalają na legalne pozostawienie samochodu na nie dłużej niż 3 godziny, za co zapłacić trzeba około 6 euro. Autobus w Gibraltarze to też nie jest darmowa przejażdżka, a bus-pasów tam nie ma. Autobusy stoją w tych samych korkach co samochody. Turyści są zazwyczaj przekonani, że parkingi w Gibraltarze są przeraźliwie drogie. Wszak to taki mały skrawek lądu. Tymczasem jest inaczej. Większość parkingów jest tam bezpłatna! Przy samej stacji kolejki linowej jest ogromny parking, bez żadnych biletów. Mimo swych rozmiarów często i tak bywa zapchany, ale nie ma co się tym martwić. Wystarczy wjechać w którąś z równoległych ulic i tam – może w nieco większym oddaleniu – znajdzie się wolne miejsce. Także za darmo.
Najbardziej czasochłonne jest przekraczanie samochodem granicy. W ostatnim czasie przejście zostało przebudowane i przejazd odbywa się sprawniej. Jednak liczyć się trzeba z tym, że na czekanie w kolejce straci się 20-30 minut w każdą ze stron.
Gibraltar to jedna z podstawowych wycieczek, na które muszą się wybrać wszyscy ci, którzy wypoczywają na Costa del Sol lub Costa de La Luz. Przejazd nie jest uciążliwy. Trasa wygodna i jej pokonanie nie zajmuje dużo czasu (nawet, gdy kilometrów jest sporo). A wyrastająca nagle na równinie potężna skała robi wrażenie. I chociaż nie ma tutaj wspaniałych zabytków, to przejażdżka na Gibraltar jest miłym uzupełnieniem wakacji.
Jarosław Mojzych
19 września 2016