Christian Tour

Pierwsi wśród małych

Kapitał zakładowy spółki Christian Tour wynosi 100 tys. złotych. Do ewidencji organizatorów turystycznych wpisana została w styczniu 2016, dzięki ubezpieczeniu wykupionemu w towarzystwie AXA w minimalnej, wymaganej przez prawo, wysokości 250 tys. euro. Wpis ważny jest tylko do 31 października 2016. Prezesem został nie Christian, tylko jego brat – Marius. Do codziennego prowadzenia firmy znaleziono człowieka z Polski, pracującego wcześniej w małej, ale dość znanej w Polsce, tunezyjskiej firmie o angielsko-niemieckiej nazwie Best Reisen – Mariusza Rabana. Dostał dobrą posadę dyrektora zarządzającego, pozwalającą na prowadzenie firmy bez ryzykowania własnym majątkiem, gdyby jednak spółka popadła w tarapaty finansowe, o co nie trudno, gdy czarteruje się miejsca w samolotach.

Nie ma co ukrywać, Rumunia w Polsce nie cieszy się opinią kraju wysokiej jakości produktów i usług. Częściej kojarzona jest z Cyganami… Dlatego Radwan, zachwalając swego nowego pracodawcę w wywiadzie dla internetowej Rzeczpospolitej, podkreśla, że firma jest częścią większej grupy kapitałowej, której siedziba znajduje się nie w Bukareszcie, tylko w Londynie, a sam Christian Tour obecny jest także na Węgrzech, w Serbii i Mołdawii. W zeszłym roku obsłużył około 200 tys. klientów, z których dwie trzecie pojechało do Grecji.

Właściciele Christian Tour mają ambicję dołączenia do grupy średniej wielkości biur podróży, chcą być „pierwsi wśród małych”. Dokładnie nie wiadomo czy oznacza to konkurowanie z firmami w rodzaju Ambit Tour, Yobboo, Altamira, czy też bardziej znanymi jak Net Holiday, Ecco Holiday, itp. Chyba raczej to ostatnie. Christian Tour ma obsłużyć w pierwszym roku tysiąc klientów. Gdyby to mu się udało, to od razu znalazłby się wśród liderów małych biur. Radwan twierdzi, że dopiero po trzech latach firma przestanie generować straty. I jest to teza rozsądna. Chociaż pewności realizacji takiego celu wcale nie ma. Nawet sprzedaż tych „tylko” tysiąca miejsc w 2016 może okazać się trudną sztuką.

Marka jest kompletnie nieznana. Stronie internetowej daleko (początek lipca) do doskonałości. W wyszukiwarce pojawiają się angielskie słowa, nie brak też branżowego żargonu (early booking, room only), a każde zapytanie wiąże się z tak długotrwałym przeszukiwaniem bazy, jakby składały się na nią miliony rekordów. Tymczasem, biuro oferuje wycieczki lotnicze na tylko dwie greckie wyspy, do – licząc łącznie – 28-miu hoteli. Być może serwer stoi w Rumunii i są jakieś kłopoty z łączami. Co gorsza, na początku lipca, Christian Tour był słabo widziany w googlach.  Na pierwszej stronie najczęściej pojawiała się tylko wersja rumuńska (też nie ładująca się w rekordowym tempie). Postawiono raczej na facebooka. Roi się w nim od ofert, niestety „lubianych” i udostępnianych zazwyczaj przez jedną - dwie te same osoby, zajmujące się w biurze kontaktami z agentami i obsługą.

Przy faktycznym braku strony internetowej, nierozpoznawalności marki i raczej wątłej sieci agencyjnej, zaciekawia skąd wzięli się pierwsi klienci, o których Mariusz Radwan mówi, we wspomnianym wywiadzie dla internetowej Rzepy, chwaląc się tym jak sprawnie obsłużono turystów, w chwili powstania kłopotów z linią lotniczą. I ilu ich było?

Na Rodos i Korfu

Christian Tour ma w swej lotniczej ofercie dwie wyspy: Rodos i Korfu. Na pierwszej z nich jest 18 hoteli, a na drugiej 10. Samoloty z klientami Christiana latają z Warszawy i Katowic. Linie obsługuje Small Planet, a miejsca biuro kupiło od touroperatorów, z którymi dzieli samolot. W lotach na Rodos jest ich aż pięciu: Sun & Fun, Prima Holiday, Easy Travel, Net Holiday i Orex Travel. Ale przeloty z Katowic dostępne są wyłącznie „na zapytanie”, co oznacza, że Christian Tour nie ma tam żadnych gwarantowanych miejsc i musi je dokupować od innych, co oczywiście możliwe jest tylko wtedy, gdy ci „inni” mają je puste. Z przelotami na Korfu sytuacja jest podobna. Z Warszawy Christian Tour kupił miejsca od Neckermanna, pozostawiając Katowice bez gwarancji (rezerwacje „na zapytanie”).

Przyjrzeliśmy się cenom, biorąc pod uwagę szczyt sezonu, czyli połowę sierpnia.

Pierwsze wrażenie nie jest piorunujące. Sporo hoteli oferowanych przez Christian Tour znalazło się także w programach konkurencji, co ułatwia porównania. Na Korfu, Christian Tour jest droższy w każdym przypadku, przy czym różnice na jego niekorzyść sięgają nawet 400 zł.

Nieco lepszy obraz rysuje się na Rodos. Choć tu też Christian Tour często przegrywa ze wszystkimi (np. hotele: Blue Sky, Lomeniz, Sentido Ixia Grand – w tym ostatnim, Neckermann jest tańszy o 1700 zł), to jednak w paru przypadkach jest lepszy od niektórych ze swych konkurentów. Nie zdarza się to jednak często, a jeśli już, to różnice nie robią wrażenia.

Gdy pod uwagę weźmie się całość programu, a nie tylko hotele współdzielone z innymi touroperatorami, poszukując najtańszych możliwych ofert, to Christian Tour nie wypada źle, chociaż nie można powiedzieć, że pobił rywali – raczej utrzymuje się w dolnej części stawki.

Wśród ofert pobytów z własnym wyżywieniem, na Korfu biuro wygrywa z Itaką, a na Rodos z trzema innymi touroperatorami. W kategorii imprez z samymi śniadaniami Christian Tour wypada lepiej zarówno na Korfu (dzięki taniemu hotelowi dwugwiazdkowemu, bo z trzema gwiazdkami jest gorzej) jak i na Rodos (tu ma tańszy trzygwiazdkowy). Największym atutem Christiana są pobyty z dwoma posiłkami dziennie. Wprawdzie na Korfu raczej przegrywa (w miarę dobry jest tylko wśród czterogwiazdkowców), to na Rodos jego trzygwiazdkowy hotel jest wiceliderem. Najmilej widziane przez szeroki krąg turystów, oferty „all inclusive” raczej nie są silną stroną Christian Tour. Na Korfu, ze swym trzygwiazdkowym hotelem wygrywa jedynie z Primą Holiday, ale jego cena jest wyższa od tego co proponuje Wezyr o 600 zł. Na Rodos, jak zwykle, jest trochę lepiej, ale do czołówki nadal daleko.

Rzut oka na średnie ceny ofert (wyjazdy w połowie sierpnia, według stanu z początku lipca) nie pozostawia wątpliwości. O programie Christian Travel, przy maksimum dobrej woli, nie da powiedzieć się, że jest tani. Średnie ceny, w pewnych przypadkach wyglądają nieznacznie lepiej od minimalnych, ale w dużej mierze jest to skutek skromnego programu. Główni touroperatorzy mają więcej hoteli o wyższym standardzie.

Zyski później

Celem firmy jest znalezienie w tym roku 1000 klientów. Stoi przed nią poważne wyzwanie. Mariusz Radwan roztacza optymistyczną wizję przyszłości. Już w zimie będzie więcej kierunków, dojdą Wyspy Kanaryjskie i kraje egzotyczne. Rok 2017 to dalszy rozwój: Turcja, Włochy i Hiszpania. A już jesienią biuro „ruszy z kampanią reklamową”. Ciekawe jak dużą, a przede wszystkim na utratę jak dużych pieniędzy godzą się właściciele? Kapitał zakładowy (100 tys. zł) to trochę za mało. Tyle wynoszą same tylko koszty półrocznych wynagrodzeń czterech zatrudnionych w firmie osób i to tylko pod warunkiem, że mają bardzo skromne wymagania finansowe. Tymczasem, Radwan zapowiada przyjęcie dwóch dodatkowych pracowników. Są także inne koszty stałe i, przede wszystkim, związane z czarterami samolotów.

Część miejsc Christian Tour ma „na zapytanie”. Jednak musi to być mniej niż połowa. Zakładając, że biuro wyczarterowało 600 miejsc, które kupowało po, co najmniej, 800 zł, to koszt wyniesie około pół miliona. Jasne, że kwoty takiej nie trzeba wyłożyć z góry i długi można „rolować”, ale pod warunkiem, że w końcu uda się sprzedać prawie całość kupionych miejsc (minimum 85-90%). Co więcej, sprzedaż musi być rozłożona równomiernie w czasie (np. co tydzień 20 miejsc, a nie: przez pierwszy miesiąc zero, a w drugim nadrabianie).

Jeśli się uda, to zarobiona marża może sięgnąć 100 tys. złotych (średnia 100 zł na osobę jest nawet zawyżona). To akurat wystarczyłoby do pokrycia dużej części kosztów zatrudnienia. I wtedy o wysokości straty decydowałyby pozostałe koszty prowadzenia, a głównie – reklamy, która przecież nie może być tańsza niż 100 tys. Przy takim scenariuszu Christian Travel zanotowałby stratę około 150-200 tys. w pierwszym roku (a w zasadzie półroczu) działalności. Gorzej, gdyby jednak nie udało się sprzedać wyczarterowanych miejsc. Strata znacznie by się pogłębiła. Właściciele firmy mają tego pełną świadomość, liczą się ze stratami (tylko ciekawe jak dużymi) i Mariusz Radwan powiada, że spółka rentowność powinna osiągnąć za trzy lata.

Wyboista droga

Chociaż sytuacja nie sprzyja przedsiębiorcom próbującym zrobić interes na turystyce wyjazdowej, zamachy, ruchy migracyjne ludności, upadek niedawnych jeszcze turystycznych filarów: Egiptu i Turcji, zniechęcają do zagranicznych podróży, to ciągle jednak pojawiają się chętni spróbowania. Rozmiar naszego kraju, jego 38-mio milionowa populacja, rozwój gospodarczy (zwłaszcza widziany z perspektywy krajów leżących na wschód od nas), działają jak magnes. Wydaje się niemożliwe, żeby w tak licznym społeczeństwie było tylko 2 miliony osób chcących lub mogących latać na wakacje samolotami czarterowymi. W ocenie ludzi z zewnątrz, w naszym rynku tkwi olbrzymi potencjał wzrostu i nie wyobrażają sobie, żeby utrzymywał się ciągle na poziomie 5%. Nie przyjmują do wiadomości, że może nie tylko nie wzrosnąć, ale nawet spaść…

Powstanie nowego biura podróży - touroperatora - jest pozytywnym sygnałem i choć długa i dość wyboista droga przed nim, trzeba trzymać kciuki. Tak późne wejście na rynek, z małym kapitałem i małym programem (z wcale nietanimi ofertami) wydaje się mocno ryzykowne, ale dokładnie rok wcześniej, również tuż przed sezonem pojawiła się inna firma, bułgarska - OnHolidays, której nie dawano zbyt wielkich szans (my też byliśmy sceptyczni), a tymczasem jakoś przetrwała i weszła w drugi już letni sezon.

Jarosław Mojzych

7 lipca 2016