Pierwsze dni
Dane pochodzące z ostatniej, przed katastrofą, chwili wskazują na wewnętrzną eksplozję, która rozerwała prawą stronę samolotu. Taką informację udało się uzyskać ledwie kilka dni po rozbiciu się samolotu linii Egypt Air – lot MS804 z Paryża do Kairu i jego upadku do Morza Śródziemnego, niedaleko greckiej wyspy Karpathos.
Prowadząca dochodzenie komisja śledcza próbuje ustalić czy przyczyną katastrofy był zamach terrorystyczny, czy techniczne usterki. Władze francuskie szybko potwierdziły, że kilka minut przed wypadkiem w kabinie wzbudziły się czujniki dymu. Nie ma jasności, czy powodem był ogień, czy dym.
Okna po prawej stronie kokpitu wyrwane zostały w wyniku działania sił od wewnątrz, prawdopodobnie eksplozji.
Dane pochodzą z systemu Acars, który w czasie krótkich transmisji z lecących samolotów przesyła je na ziemię. Dopóki nie uda się wyłowić z Morza Śródziemnego czarnych skrzynek, Ascars pozostaje najlepszym sposobem na zorientowanie się w tym co nastąpiło na pokładzie Airbusa.
Trzy różne sygnały wskazują na pojawienie się nieprawidłowości w mocowaniu okien w pobliżu drugiego pilota, co sugeruje możliwość ich wyrwania w wyniku wybuchu ładunku umieszczonego wewnątrz. Nie oznacza to, że w kokpicie znajdowała się bomba, a jedynie, że prawa strona samolotu zniszczona została w większym stopniu niż lewa.
Możliwe jest, że powodem wzbudzenia czujników nie był dym, tylko mgła, która pojawiła się wewnątrz kabiny po dekompresji samolotu lecącego na wysokości o bardzo niskim ciśnieniu atmosferycznym.
Egipskie wojsko publikuje zdjęcia pozostałości po rozbitym samolocie – bagaże, ubrania, puste kamizelki ratunkowe.
Załogi francuskich i egipskich statków koncentrują swe wysiłki na próbach odnalezienia czarnych skrzynek, których zawartość ma kluczowe znaczenie dla ustalenia tego co naprawdę wydarzyło się w kokpicie i w ogóle w samolocie.
Chociaż, w pierwszych dniach po katastrofie, żadne z ugrupowań terrorystycznych nie przyznało się do jej sprawstwa, to francuska policja podjęła się wysiłku dokładnego sprawdzenia wszystkich pracowników obsługi lotniska, noszących „czerwone identyfikatory”, umożliwiające poruszanie się po zamkniętych rejonach portu Charlesa de Gaulle’a w Paryżu. Pracowników takich jest około 85 tysięcy, a co gorsza wielu z nich zatrudniają podwykonawcy i fluktuacja kadr jest bardzo wysoka. Sprawdzanie nowo przyjmowanych do pracy ma często rutynowy charakter, sprowadzając się do zapytania o niekaralność i upewnienia, że kandydat nie figuruje na liście potencjalnych terrorystów.
W grudniu, ubiegłego roku, cofnięto 70 „czerwonych identyfikatorów”, po tym jak okazało się, że ich właściciele nie kryją radości z ataków w Paryżu, modlą się w meczetach powiązanych z ugrupowaniami radykalnymi lub wykazują wzrost religijnej aktywności w jej zewnętrznych przejawach, jak np. odmawianie podawania ręki kobietom.
Francuskie związki zawodowe, próbując ratować opinię o solidności swoich pracowników, zwróciły uwagę na trudności na jakie napotyka ochrona, mająca, na sprawdzenie bezpieczeństwa samolotu, bardzo mało czasu. Zdaniem związków, trwający tylko nieco ponad godzinę postój samolotu jest sporym kłopotem dla ochrony. Airbus Egypt Air przyleciał do Paryża o 7.55, a wystartował w powrotną drogę o 9.00.
Z powodu zatonięcia samolotu wraz z pasażerami, nie ma możliwości zorganizowania pogrzebów (islam wymaga pochówku w dniu śmierci), władze Egiptu ogłosiły żałobę w związku ze śmiercią 30-tu swoich obywateli.
Prasę egipską poruszyła sprawa młodego małżeństwa Egipcjan. 31-letni Ahmed Ashery sprzedał swoje rodzinne mieszkanie i samochód, aby za uzyskane pieniądze polecieć do Paryża wraz z żoną chorą na raka. Pobyt trwał miesiąc i w tamtejszym szpitalu przeprowadzono operację, zakończoną sukcesem (była nadzieja na powrót do zdrowia). W środę wsiedli na pokład samolotu Lot nr 804, ciesząc się na powrót do trójki małych dzieci…
Dwa lata temu na kadłubie tego właśnie samolotu, wandale umieścili graffiti o treści: „We will bring this plane down” („sprowadzimy ten samolot na dół”). New York Times „uspokaja”, że nie miało to nic wspólnego z dżihadystami tylko był to protest przeciwko egipskiemu prezydentowi Abdelowi El-Sisi, który przejął władzę w wyniku zamachu stanu.
Zastanawia to, że w ogóle możliwe było namalowanie takiego graffiti. Samoloty są chyba jakoś chronione? Nie każdy może wejść na płytę i zacząć sobie coś malować na ich kadłubach. Jak się okazuje nie był to odosobniony wypadek. Francuska policja poinformowała, że kilka tygodni przed listopadowymi atakami w Paryżu, na samolotach linii EasyJet i Vuelling, w portach lotniczych Charles de Gaulle w Paryżu i w Lyonie zauważono napisy „Allahu Akbar”.
Zarząd Egypt Air zwrócił się do rodzin wszystkich ofiar z prośbą o przekazanie próbek umożliwiających ustalenie DNA. Na razie jednak żadnych ciał nie odnaleziono…
Źródło: The Telegraph
24 maja 2016