Publicity
„Rainbow - 300 tysięcy klientów w zeszłym roku”, „Kompas Wakacyjny 2016: Na wycieczkę z Rainbowem”, „Rainbow sprzedał 6 procent więcej wakacji”, „Rainbow: Mamy już egzotykę na sezon 2016/2017”, „Rainbow: Czas na turystykę przyjazdową”, „Betlej: Rainbow rośnie szybciej niż rynek”, „Egzotyka pociągnęła wyniki Rainbow w górę”…
To tytuły artykułów zamieszczonych w internetowym wydaniu Rzeczpospolitej, na portalu rp.pl, w samym tylko marcu. Aż siedem tekstów poświęconych Rainbowowi. W wielu innych, Rainbow także był głównym bohaterem, tyle tylko, że jego nazwy nie umieszczano w tytule. Zainteresowanie, graniczące z zachwytem, firmą Rainbow, które wykazuje portal rp.pl, u konkurencji może budzić zazdrość. W ocenie redaktorów internetowej Rzepy, Rainbow jest firmą bliską ideału. Wszelkie ewentualne wątpliwości znikają po przeczytaniu tekstów, rozmiłowanych w Rainbow’le – redaktora Filipa Frydrykiewicza i, przede wszystkim, stałego eksperta turystycznego pisma – Andrzeja Betleja (który przy okazji intensywnie promuje w rp.pl, własną firmę analityczną).
Choć wszystkie artykuły, w których pojawia się Rainbow (a takich jest całe mnóstwo) pełne są optymizmu, a nawet entuzjazmu, to – spośród marcowych (w poprzednich miesiącach były podobne) – warto przeczytać dokładniej tekst: „Betlej: Rainbow rośnie szybciej niż rynek”, w którym wspomniany ekspert, Andrzej Betlej, dowodzi - angażując w to swój autorytet byłego członka zarządu dużego banku i znajomość rynku finansowego – wyjątkowości spółki Rainbow S.A.
Efekt, który uzyskał, jest doprawdy piorunujący. Z jego analizy wynika niezbicie, że Rainbow jest firmą lepszą, albo solidniejszą od najsłynniejszych europejskich potentatów! Betlej porównał wskaźniki finansowe Rainbow’a z prawdziwymi gigantami: TUI Group i Thomasem Cookiem i wyszło mu, że Rainbow wygrywa. Nie ma sensu powtarzać tu całego rozumowania Betleja (lepiej przeczytać oryginał), ale wart podkreślenia jest fakt, że ekspertowi Rzepy udało się takiej sztuki dokonać, mimo, że przychody Rainbowa wyniosły ostatnio 1.2 mld zł, a jego konkurentów: 44.5 i 84.5 miliardów (czyli, nawet 80 razy więcej). Andrzej Betlej wprowadził jednak odpowiednie współczynniki korygujące i wyszły mu, miłe sercom Rainbowowców, wyniki.
Swego rodzaju pasją Andrzeja Betleja jest jeden z elementów sprawozdania finansowego spółek, zwany „goodwillem” (bardzo często o nim pisze, można odnieść wrażenie, że zawsze), pojawiający się wtedy, gdy jedna firma kupi inną, o pewnej wartości rynkowej (tym wyższej od wartości aktywów, im większa jest jej renoma). Zagraniczne firmy turystyczne, zwłaszcza te największe, często kupują swoich mniejszych lub słabszych partnerów. W ostatnich latach, w wyniku tego doszło do silnej konsolidacji rynku w Europie Zachodniej. I to, w ocenie Andrzeja Betleja, jest jednym z ważnych czynników, sprawiających, że rzeczywista wartość takich konsolidatorów jest o wiele mniejsza niż mogłoby się wydawać. Przecież, oni prawie nic nie mają (poza długami…). Zdaniem Betleja, wartość „goodwillu” jest iluzoryczna. I faktycznie, w przypadku bankructwa, taki „goodwill” nic nie znaczy, ale przecież nie wszyscy bankrutują… Tymczasem nasi touroperatorzy niczego nie kupują, a jeśli nawet, to niewiele, a zatem są silniejsi. A już szczególnie dotyczy to Rainbowa… Ma on, wszak, fundusze własne na poziomie 85 mln zł. TUI i Thomas Cook mogą o tym tylko marzyć.
Andrzeja Betleja czasami trochę zastanawia tylko jedna rzecz. Jak to możliwe, że przy tak błyskotliwych parametrach finansowych, akcje Rainbowa na giełdzie nie chcą rosnąć. Jest nawet odwrotnie. W okresie ostatnich kilku miesięcy ich wartość spadła. I to o aż 17%. Jeszcze niedawno ekspert rp.pl próbował to tłumaczyć słabym rozumieniem rynku turystycznego wśród potencjalnych inwestorów. Teraz twierdzi, że spadek wartości akcji jest wyrazem negatywnych zjawisk w całej turystyce. Nie ma w tym winy Rainbowa, który, po prostu, cierpi z powodu okoliczności zewnętrznych.
Może jednak Andrzej Betlej nie ma racji. Może nie jest tak, że inwestorzy nie interesują się, lub nie znają, na regułach rządzących turystyką. Może nawet jest odwrotnie. Zdają sobie sprawę z kruchości fundamentów, na jakich jest oparta. Przyjrzyjmy się przez chwilę zachwalanym przez Betleja, funduszom własnym Rainbowa, które rzeczywiście wyglądają (jak na realia naszej turystyki) imponująco. 85 milinów złotych. To bardzo dużo.
Jednak organizowanie wycieczek zagranicznych to działalność baaardzo ryzykowna. Bardzo. Rainbow sprzedaje około 600 tysięcy wycieczek rocznie. Gdyby doszło do jakiegoś poważnego zawirowania sprzedażowego, spowodowanego choćby przez okoliczności zewnętrzne i firmie nie udało się sprzedać 15% przygotowanych miejsc (ponad to, co uwzględnione zostało w kalkulacjach – szczegółowo o zasadach rachowania cen pisaliśmy w: „KALKULACJE IMPREZ. KOSZTY PRZELOTÓW”), to po 85 milionach nie pozostałoby śladu. Oczywiście, trudno sobie wyobrazić aż taką zapaść sprzedażową, ale wykluczyć przecież się nie da. Tym bardziej, że nie chodzi tu tylko o sytuację, w której 15% miejsc w samolotach pozostaje pustych. To samo zagrożenie powstaje przy masowych „akcjach promocyjnych”, „super cenach”, itp. Tyle tylko, że liczba miejsc sprzedawanych w „super promocjach” musiałaby być naprawdę znaczna i sięgnąć 30-40% oferty.
Aż taka katastrofa, w ciągu jednego roku, wydarzyć się chyba nie może. Ale w dłuższym okresie czasu, prawdopodobieństwo rośnie. Może potencjalni inwestorzy zdają jednak sobie z tego sprawę? I dlatego bez zapału kupują akcje firm turystycznych (tym bardziej, że na polskiej giełdzie, jest – w zasadzie – tylko jedna taka firma…).
Entuzjastyczne przyjmowanie przez ekipę internetowej Rzeczpospolitej, wszystkich poczynań Rainbowa, musi budzić podziw. Wiara w potencjał i potęgę Rainbowa sprawia niesamowite wrażenie. W końcu jest to odrębna firma, a jednak pracujący dla rp.pl bardzo silnie z nią się identyfikują.
Po marcu, nadszedł kwiecień i już w pierwszym tygodniu pojawiły się dwa nowe artykuły z cyklu: co dobrego dzieje się w Rainbow?. Jeden z nich jest szczegółową informacją o nowej stronie Rainbowa („Rainbow: Zrób sobie sam wycieczkę”). Jego autor, którym tradycyjnie jest Filip Frydrykiewicz, opisuje zalety nowo założonej przez Rainbowa witryny myway.r.pl. Z opisu wynika, że użytkownicy będą mogli samodzielnie organizować wyjazdy, łącząc według własnego uznania, wybrane przez siebie dowolne usługi. „MyWay to intuicyjna wyszukiwarka - podpowiada wszystkie możliwe połączenia lotnicze z wylotami z Polski, zarówno tradycyjnych linii lotniczych, tanich, jak i czarterowych, które są dostępne w ofercie Rainbow. Strona przeszukuje kilka największych GDS–ów (Systemów Globalnej Dystrybucji), które oferują 98 procent wszystkich połączeń lotniczych na świecie. Wyszukiwarka również podsunie możliwości zakwaterowania - w hostelach, pensjonatach, hotelach średniej klasy i obiektach luksusowych. Klienci mogą więc wybrać standard noclegu i jego położenie.”
98% wszystkich połączeń lotniczych na świecie! Imponujące. Z ogromnym zaciekawieniem i niemniejszymi oczekiwaniami zajrzeliśmy na stronę.
Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre (choć to, na razie, wersja beta). Prosty interfejs, wygodne podpowiedzi, łatwość przeszukiwania. Są drobne techniczne słabości, ale zapewne wkrótce zostaną usunięte - pojawianie się okna dialogowego, którego nie da się wyłączyć, czy zapominanie przez wyszukiwarkę dat. Ale to są nieznaczne mankamenty i z pewnością niedługo strona będzie jeszcze lepsza. Ale już teraz może się podobać.
Wbrew wrażeniu jakiemu można byłoby ulec po przeczytaniu artykułu red. Frydrykiewicza, witryna nie jest konkurentem eSky’a, czy Lataj.pl, nie przeszukuje połączeń lotniczych na całym niemal świecie, aby podpowiedzieć najlepsze rozwiązanie. Przegląda jedynie zasoby firmy Rainbow. Czyli wszystko to co Rainbow zakontraktował. A nie jest to – na razie (?) - cały świat…
MyWay jest inną, chyba nawet lepszą, a na pewną ciekawszą, wersją standardowej strony touroperatora. Można tu uzyskać, właściwie dokładnie to samo, tylko w innej formie. Dominują pakiety, tym razem nazywane „Lot + hotel”. Można wyszukać tylko sam hotel (łatwiej niż na unowocześnionej według najnowszej mody, stronie Rainbowa). Można też kupić sam bilet lotniczy – ale tylko w samolotach, z których korzysta Rainbow. Tak to wygląda teraz. Może, w przyszłości ulegnie to jakiemuś poszerzeniu.
Nas najbardziej zaciekawiła opcja kupowania samych biletów. Dlatego, że najłatwiej dla nich zrobić proste porównania cen. Większość przelotów Rainbowa odbywa się w kierunku krajów, z którymi nie ma bezpośrednich połączeń lotniczych z Polski. Rainbow korzysta z czarterów i miejsca w tych czarterach udostępnia w systemie MyWay. Musieliśmy znaleźć taką trasę, po której latają także inni. Taką trasą jest np. przelot z Warszawy do Palma de Majorka.
W szczycie sezonu, w terminie 14 sierpnia (powrót po tygodniu) cena biletu kupionego w systemie MyWay wynosiła, na początku kwietnia, 1199 zł. Dwa dni wcześniej leci tam samolot Ryanaira. Za bilet, dający prawo do bagażu 20 kg, zapłacić trzeba o 100 złotych mniej. W wyszukiwarce eSky dostępne są także przeloty czarterowe. Cena na 13 sierpnia to tylko 797 zł (jest to samolot czarterowany przez TUI).
Rainbow | Ryanair | esky / TUI | Uwagi |
2175 | 1316 | 947 | Ryanair: wylot 28.04, pozostali: 1.05 |
1130 | 856 | 847 | |
1000 | 916 | 597 | |
1199 | 1092 | 797 | Ryanair: wylot 11.08, TUI-13.08. Rainbow-14.08 |
Nie lepiej dla Rainbowa wyglądają porównania cen biletów na przeloty kupione z niewielkim wyprzedzeniem. Na trzy tygodnie przed weekendem majowym, można było kupić bilet na 28 kwietnia (powrót po tygodniu) płacąc w Ryanair 1316 zł (ale miejsca się kończyły). TUI, za pośrednictwem eSky’a oferowało cenę niższą – 947 zł, ale w mniej dogodnym terminie, bo 1 maja. Tego samego dnia leci samolot Rainbowa, ale miejsce w nim kosztuje w systemie MyWay aż 2175 zł. Podobnie słabo, dla Rainbowa, wypadają porównania cen w innych terminach majowych (szczegóły w tabelce).
Lepiej jest, gdy przyjrzeć się cenom hotelowym. Wybór jest bardzo duży i nie sposób jednoznacznie scharakteryzować oferty Rainbowa. Z pewnością można liczyć na dobre okazje. Porównania z wynikami z wyszukiwarki booking.com wskazują na przykłady zarówno tańszych jak i droższych ofert Rainbowa.
Hotel | Wyżywienie | Rainbow | Booking.com |
Louty Casa Esteva* | we własnym zakresie | 1534 | 1134 |
Victoria Petit*** | we własnym zakresie | 2088 | 2146 |
Ipanema Beach*** | śniadania | 2870 | 2984 |
BQ Amfora Beach**** | śniadania | 3758 | 3283 |
Turo Pins Apart***** | śniadania | 6080 | 6070 |
W drugiej tabelce zamieściliśmy porównania cen kilku hoteli. Pozostaliśmy na Majorce, w terminie 14-21 sierpnia. Najtańszym hotelem Rainbowa jest Louty Casa Esteva. Ma tylko jedną gwiazdkę i znacznie wyższą cenę w Rainbow’le niż w booking.com. W innych hotelach bywa różnie.
Rainbow jest firmą szybko zdobywającą sympatię turystów (może nie aż tak dużą jak wśród redaktorów rp.pl, ale też niemałą). Wyraźnie widać podejmowane próby wzmocnienia pozycji na rynku. Rainbow kupił niedawno za granicą hotel, ma zamiar dzierżawić następne. Stale rozszerza i urozmaica ofertę (tak zresztą jak i inni touroperatorzy) i dąży do utrwalenia wizerunku firmy solidnej i przyjaznej turystom. Swe cele realizuje konsekwentnie i z sukcesami, czemu sprzyjała poprawa koniunktury w ostatnich latach.
Zmiana logotypu, a nawet nazwy (nie ma już Rainbow Tours, pozostał tylko Rainbow), modernizacja strony internetowej, poprzez wprowadzenie modnego ostatnio, pełnoekranowego tła w postaci przewijających się slajdów (choć to trochę dyskusyjne w przypadku witryny sprzedającej wycieczki), uruchomienie nowego mechanizmu wyszukiwania wycieczek – MyWay, wszystko to dowodzi dużej aktywności i pomysłowości ekipy Rainbowa.
Może kiedyś w przyszłości, naprawdę stanie się firmą porównywalną z Thomasem Cookiem lub TUI Group, od których dziś jest kilkadziesiąt razy mniejszy. Tymczasem, musi cieszyć się z niedawnego wyprzedzenia lokalnego rywala – firmy TUI Polska i próbować dogonić naszego lidera, którym pozostaje nadal Itaka. Może nie być to łatwe…
Jarosław Mojzych
7 kwietnia 2016